Piwo w kuchni to iście magiczny składnik. Czego bym nie gotował, zawsze wpadnie mi jakiś pomysł na wykorzystanie w przepisie piwa. Jako beergeek nierzadko też z takiej opcji korzystam. Tak jak lubię eksperymentować przy warzeniu piwa, tak też lubię kombinować przy garach. Mając do dyspozycji twór wyjątkowy jakim jest piwo jopejskie MUSIAŁEM coś z tym zrobić.
Wybór padł oczywiście na mięso. Idąc po linii najmniejszego oporu zakupiłem ligawę z rasy limousine i uprzednio zmrożone mięso pokroiłem i zostawiłem na dobę w kąpieli w marynacie z piwa jopejskiego. Lekkie smażenie, żeby nie zabić smaku i dostałem kawałek naprawdę dobrego żarcia. Jestem z siebie naprawdę dumny, bo zarówno moje piwo jopejskie jest dość udanym tworem (co można wyczytać z twarzy degustujących), jak i gotowa potrawa wyniosła trochę charakteru tej wyjątkowej warki. Mam jeszcze kilka kawałków mięsa, więc jeszcze trochę takich posiłków przede mną.
Przepis!
Mięso:
- pół kilo ligawy, im lepsze, tym lepsze żarcie. Nie ma sensu oszczędzać na głównych składnikach dania. Polecam zmrozić – łatwiej się kroi, a podobno uszkodzona struktura komórkowa sprzyja później chłonięciu marynaty.
Marynata:
- 100ml piwa jopejskiego. „Trochę” ciężko dostępne, ale myślę, że bez problemu można zastąpić mocnym barley wine lub słodszym risem.
- Łyżka octu balsamicznego.
- Świeżo zmielona kolendra – serio. Jak możesz jakąś przyprawę zmielić sam, to się nie krępuj.
- Suszony tymianek – świeży byłby lepszy, no ale…
- ząbek czosnku – rozgniotłem i wrzuciłem do marynaty z mięsem.
- Pieprz.
- Odrobinka ostrego sosu – u mnie Blair’s After Death.
- Sól.
* pomijam cukier. W piwie jest go wystarczająco dużo.
Smażenie:
Średnio-niski ogień. Kiedy zaczyna puszczać soki przewracamy na drugą stronę. Następne obroty na intuicję, aż wysmażymy go tak, jak nam pasuje. Może się wydawać, że mięso się przypala, ale już uspokajam – to karmelizacja cukrów zawartych w piwie. Nie panikować, smażyć do skutku.
Pairing?
- Do picia postawiłem na coś lekkiego, czym łatwo sobie „zresetuję” kubki smakowe. Wykorzystałem domowy, wytrawny cydr. Orzeźwiający, lekko kwaskowaty.
- Można podawać z frytkami, pieczonymi ziemniakami i w sumie czymkolwiek. U mnie goło – samo mięso wystarczyło, żeby mnie zapchać na kilka godzin.
- Osobiście przy wołowinie lubię mieć coś kwaśnego. Normalnie uderzyłbym w korniszony, ale akurat miałem pod ręką marynowane pieczarki.
Smacznego!
p.s.
Jeżeli podobają Ci się tego typu akcje – daj mi znać w komentarzach. Jeżeli będę wiedział, że chcecie czytać wpisy tej kategorii, to będę robił je częściej.
Zostaw komentarz