Wielu osobom wydawać się to może tematem błahym i całkiem zbędnym… a jednak pytania o to, jak z tego magicznego ustrojstwa korzystać padały. Jak ktoś pyta, to w sumie w porządku, bo zaraz dostanie konkretne wskazówki. Szkoda jednak tych, którym się wydawało, że wiedzą, a potem musieli szukać zaginionych °blg. Motorem do napisania tego tekstu, oraz następnego, o samodzielnym kalibrowaniu urządzenia była krótka dyskusja na fanach piwnego craftu, także dziękuję za poruszenie tematu – może uda się pomóc świeżakom w przyszłości.
Z pozoru wszystko wydaje się oczywiste. Wlewasz piwo do kolby, do kolby wrzucasz boję, boja wskazuje i jesteś w domu. Tak to działa… Pod warunkiem, że masz szczęście.
Znając definicję jednostki, jaką jest stopień balinga (nie znając? zapraszam) wiemy, że miara ta odnosi się jedynie do pomiarów wykonanych w 20°C. Dlaczego tak ściśle? Wynika to z hydrostatyki. Im ciecz jest chłodniejsza, tym ma większą gęstość. Na oko ciężko to pokazać, bo woda wydaje nam się dość rzadka zarówno w 20, jak i 90 stopniach, ale pomyśl o wódce, która po wyjęciu z zamrażalnika wydaje się być niemalże oleista. Z drugiej strony tą właściwość możemy pokazać balingometrem na czystej wodzie.
No i proszę. 20 stopni różnicy i pomiar wskazuje nam jakieś -3°blg. Możecie mi wierzyć na słowo – na brzeczce różnice są nawet większe.
Drugą sprawą jest kolba. Wystarczy zapamiętać, że nie jest elementem balingometru. Boję możesz wrzucić do garnka czy fermentora (ale wcześniej zadbaj o sterylność!) i odczytać stamtąd. Moim zdaniem bezpieczniejsze, niż upuszczanie kranikiem.
I to tyle wskazówek z mojej strony. Sam eksperyment polecam powtórzyć na swoim urządzeniu. Wrzucając go do czystej wody w prawidłowej temperaturze najłatwiej sprawdzić, czy balingometr nie przekłamuje. A co zrobić, jeżeli przekłamuje? O tym opowiem jutro.
Zostaw komentarz