Jeżeli chcemy komuś opowiedzieć o największych ekstremach w świecie piwa, bardzo prawdopodobne, że wspomnimy między innymi o tych wędzonych za pomocą torfu. Praktyka wędzenia słodu w ten sposób to dość egzotyczne podejście, typowe dla części szkockiego gorzelnictwa. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby tak obrobionego surowca użyć do produkcji piwa i naturalną koleją rzeczy było, że w dobie piwnej rewolucji trochę piw tego typu się pojawiło. Szczęśliwie się złożyło, że w moje ręce wpadły dwa torfowe piwa od Browaru Szpunt, co pozwoliło mi na zrobienie drobnej, porównawczej recenzji. Zanim przejdę do rzeczy chciałbym jednak temat nieco rozwinąć.
Piwa torfowe nie są jednowymiarowe
Przy pierwszym zderzeniu z całą feerią odtorfowych aromatów można doznać zawrotów głowy. Oczywiście, torf ma tendencje do dominowania nad całością trunku, ale nie zdarzyło mi się, aby całkowicie piwo przykrył – nawet w tych, gdzie wędzony słód stanowi całość zasypu. Warto wspomnieć też, że torf torfowi nierówny. W zależności od jakości torfu, sposobu wędzenia oraz rodzaju słodu możemy otrzymać diametralnie różne efekty i na poparcie tego sięgnę po dawny test przygotowany dzięki uprzejmości sklepu piwowarskiego alepiwo.pl, który użyczył mi składników do uwarzenia kilku ciekawych piw. W ramach drobnego, piwowarskiego maratonu uwarzyłem trzy piwa w Dobrym Zbeerze. Wszystkie były przygotowane w ten sam sposób, ale z użyciem słodów wędzonych torfem od trzech różnych producentów: Castle Malting, Fawcett oraz Bruntal. Po fermentacji, w ekipie złożonej z miłośników piwa i whisky (szczególne pozdrowienia dla Mike & Malts) przystąpiliśmy do testów, gdzie zgodnie ocenialiśmy piwa. Castle Malting oczarował nas mnogością różnych aromatów torfowych, gdzie pojawiały się nuty przemysłowe, lekko ziemiste oraz te kojarzące się ze strychem. Fawcett miał nieco przyjemniejszą podbudowę słodową, bardziej dymny, acz jednak medyczny charakter. Warto wspomnieć, że wszystkie trzy piwa w zasypie posiadały 100% surowca wędzonego torfem.
Zabawa jednak zaczyna się, kiedy możemy się nagimnastykować z zasypem, bo nawet jeżeli z torfem zaszalejemy, to zarówno charakter palony, jak i karmelowy, a także nuty charakterystyczne dla niektórych szczepów drożdży potrafią bardzo sprytnie dopełnić całość. No i nie zapominajmy o tym, ile możemy tu uzyskać odpowiednim chmieleniem.
Night Wolf
Oczywiście, zacząłem od klasycznej wersji torfiaka od Szpunta. Z tym piwem jestem zdecydowanie obyty i, póki co, nie przegapiłem żadnej warki. Trzeba przyznać, że piwa z różnych warek zauważalnie się różniły, ale nie było też żadnej wpadki, więc nie mam na co narzekać.
Piwo nalewa się czarne, buduje wysoką, redukującą się pianę, która wyraźnie znaczy szkło. W zapachu dostajemy deserową czekoladę ładnie podbudowaną delikatną nutą przemysłową w klimacie starego kasprzaka. Po głębszym wwąchaniu jest też lekki aromat chmielowy. Generalnie zapowiada się bardzo sympatycznie.
W smaku natomiast robi się dużo ciekawiej. Jest czekolada, jest torf i ładnie zaznaczona paloność, którą w stylu tworzy ciekawe popiołowo-przemysłowe połączenie. Mamy wyraźnie zaznaczoną, krótką goryczkę i lekkie szczypanie gazu na języku, co szybko buduje skojarzenia z whisky. Co natomiast jest niesamowite, to ilość ciała, jaką tworzą płatki owsiane i dysonans, który powstaje przez to, że piwo zdaje się być raczej wytrawne.
Night Wolf Extreme
Nówka pewex. Podkręcona wersja Night Wolfa, w której dostaniemy procentowo więcej słodu Whisky. Mamy też drobne zmiany w zasypie, bo w tej wersji zamiast słodu black znajdziemy Carafę III special, a zamiast czekoladowego użyto czekoladowej pszenicy. Zniknęły też płatki pszenne. Składem zbliżyło się to do mojej interpretacji stylu, więc mam pewne wyobrażenie, co to może finalnie być.
Czarne, nieprzejrzyste, piękne piwo o znów szybko opadającej, kremowej pianie. Tym razem nie buduje tak potężnej koronki, ale zanim dałem radę się nad tym skrzywić, do mojego nosa dobiegł solidny aromat torfu. Tutaj też bardziej przemysłowy, choć wydaje się być bardziej strychowo-asfaltowy. Zaraz za tym pięknym połączeniem pojawia się czekolada, a obok drobne nuty kawy i skórki od spieczonego chleba.
Pije się je bardzo dobrze, choć tekstura nie jest tak gładka, jak w wersji pierwotnej. Piwo pomimo wyraźnej goryczki i solidnego torfowego kopa jest jednak w odbiorze bardziej słodkie i pije się je równie przyjemnie. Konotacja z islay jak najbardziej na miejscu.
A zwycięzcą jest…
Nie mam pojęcia. Piwa pomimo tych samych parametrów są zdecydowanie różne i ciężko je ze sobą porównywać. Gdybym miał jednak do końca życia pić tylko jedno z nich, to subiektywnie wybrałbym wersję extreme, jako tą o nieco bardziej złożonym aromacie. Jeżeli natomiast miałbym polecić komuś, kto nie siedzi w temacie, to zaproponowałbym wersję bazową, jako tą, która nie wywoła takiego szoku. Szczególnie, że te aromaty nie każdemu podchodzą. Warto zaznaczyć, że to moim zdaniem czołówka polskich stoutów.
[…] ▷ alechanted.pl i Night Wolf & Night Wolf Extreme […]