Ostatnio z różnych powodów rzadko bywam na piwnych imprezach, ale wczoraj w ramach socjalizacji udało mi się na chwilę wyrwać na Silesia Beer Fest, który jest największym tego typu wydarzeniem w moich stronach. Widząc jaką drogę przeszła ta impreza i jaki przybrała kształt, czuję zwyczajnie dumę, bo organizatorzy wyraźnie wyciągają wnioski z poprzednich wpadek i na dzień dzisiejszy mamy solidny zestaw browarów lejących ciekawe piwa, w budynku, który jest wizytówką serca Górnego Śląska. Wiecie, z czego jednak nie jestem dumny? Z ludzi.
W czym problem
Na imprezie wylądowałem całkiem po cywilnemu, bez blogerskiej plakietki i z fryzurą, która pozwoliła mi w wielu miejscach pozostać kompletnie incognito. Ze względu na to, że na festiwalu byłem zbyt krótko i czysto rekreacyjnie, nie pokuszę się o recenzję samego wydarzenia, jednak już od wejścia coś innego zwróciło moją uwagę. Kojarzycie te opaski, które trzeba sobie założyć na rękę? Na oko 1⁄4 wszystkich zakładających ten identyfikator postanowiła pozostały papierek po chamsku ciepnąć na ziemię. Niby niewielka rzecz, ale w takich ilościach ciężko przeoczyć. Wchodząc na salę zacząłem potykać się o plastikowe kubki. Wchodząc na trybuny trzasnąłem butem pustą butelkę, a godzinę później omijałem wielką kałużę piwa (wypadek wypadkiem, ale można było poprosić sprzątaczkę o pomoc – zwłaszcza, gdy zalało się też siedzenie – a nie czekać, aż problem zniknie). Wiecie co rzuca się pierwsze w oczy kiedy wychodzisz na strefę gastro? Jeżeli opuścisz wzrok, żeby papierosowy dym nie gryzł cię w oczy, to zauważysz, że stąpasz po miękkim dywanie rozmoczonych petów. Smacznych pierożków!
Wina organizatora?
Tego zdecydowanie nie mogę powiedzieć, bo dawno nie widziałem imprezy, na której tak mocno zaangażowano się w utrzymanie czystości. Po trybunach i głównej płycie ciągle wędrowały zarobione panie sprzątające, a regularnie opróżniane śmietniki były rozstawione dosłownie co kilkanaście sekund drogi i kompletnie tu pomijam fakt, że każde stoisko dla wygody ma jakaś swoją formę składowiska śmieci i jeżeli ten plastikowy kubek jest zbyt ciężki dla czyichś wątłych ramion, to można zrobić maślane oczy do któregoś z browarów i poprosić o zajęcie się tym śmieciem. Z resztą, brak śmietników i tak nie upoważnia nikogo do robienia syfu w przestrzeni publicznej.
Zagadka dla czytelnika – kto powinien stać w kabinie toalety i przypominać o spuszczeniu wody po zrzuceniu ciężkiego balastu? Organizator? Sprzątaczki? Może bloger?
To nie wszystko.
Ten kompletny brak kultury oraz rozumu i godności człowieka przejawia się nie tylko w tym, że nie potrafimy utrzymać wokół siebie czystości. Widzieliśmy sytuację, w której sprzątaczka schylała się przed siedzącą kobietą, żeby podnieść śmieci spod jej nóg. Nie wiem, czy to normalne zachowanie, ale mnie uczono, by w takiej sytuacji śmiecia sprzątaczce po prostu podać, skoro nic nas to nie kosztuje. Specjalnie do picia piwa były otwarte trybuny, ale stoliki, przy których ktoś mógłby chcieć coś zjeść były wiecznie zajęte i to nawet nie przez tych, którzy się tam alkoholizowali; były zajęte przez ludzi, którzy po prostu chcieli sobie posiedzieć. Niezależnie od tego, czy to brak dobrego wychowania czy logicznego myślenia, tego typu zachowania zasługują na przynajmniej drobną naganę.
Kolejki?
Umiejętność ustawiania się w kolejkach nie przychodzi łatwo. Teoretycznie kolejki istniały i działały dosyć sprawnie, ale pod wieczór część zamawiających w ramach swojej wygody po zamówieniu piwa zostawała na miejscu, przez co przy stoiskach tworzyły się tłumy ludzi niezainteresowanych zamawianiem piwa. Można było tego łatwo uniknąć, bo na całej płycie było mnóstwo wolnego miejsca, gdzie można było się ustawiać ze znajomymi. Zwłaszcza było to odczuwalne w okolicy stoisk przy stolikach, gdzie zamawiający nie mogli w linii prostej pójść gdzieś na środek, tylko musieliby ominąć szereg ławek. Czy ci wszyscy ludzie nie poświęcili chwili, żeby się rozejrzeć dookoła? Mam wrażenie, że problemu nie dało się nie zauważyć, ale mało kto z nich miał na tyle jaj, by zrozumieć, że jest przyczyną tej sytuacji.
Podsumowując
Nie jest to oczywiście jedynie problem Silesia Beer Fest. Śmiecenie pojawia się na każdej większej imprezie. Tu było po prostu wyraźnie gorzej, niż na PTP czy WFP. To napływ tych słynnych piwoszy-neofitów, czy może dobre wychowanie kończy się w momencie, gdy za wejście płacimy zawrotną kwotę dziesięciu złotych i oczekujemy, że w tej kwocie ktoś będzie wokół nas skakał?
Nikt nie może oczekiwać od organizatorów, że będą uczyć kultury bywalców festiwali, bo to nie jest ich zadanie. Na tym etapie może pomóc tylko autorefleksja na temat swojego zachowania, bo mówimy o ludziach dorosłych, którzy dawno wyszli spod wpływu swoich rodziców. Ci sami ludzie śmiecą na ulicach naszych miast, które i tak z różnych przyczyn z reguły nie radują oka oczywistym pięknem i nie potrzebują ozdób w formie rozerwanych foliowych reklamówek w koronach drzew i psich gówien na trawnikach. Chciałbym, żeby ten tekst wpłynął pozytywnie na czyjeś zachowanie, ale piszę go bardziej dla siebie i dla wszystkich tych, którzy widzą problem. Świat (i piwne festiwale!) byłby lepszy, gdybyśmy wszyscy nauczyli się szanować siebie nawzajem.
Zostaw komentarz