Drugim browarem domowym, jaki odwiedziłem w ramach serii „Browar w trasie” (piwo z pierwszej kooperacji – ze Szczurzym Browarem – niestety się skaszaniło, więc tekst pojawi się, jak powtórzymy warkę 🙁 ), był browar Dolium Betulis prowadzony przez Piotrka. Styczniowa trasa do Rzeniszowa (okolice Koziegłów) odbyła się bez przeszkód, pomijając jedynie jakiegoś cymbała, który zostawił samochód na środku drogi, aby skoczyć sobie kupić chlebek, przez co wyjazd przeciągnął się o kilkanaście minut. Na A1 nadrobiłem straty i byłem właściwie o założonej godzinie u celu. Co zastałem na miejscu?
O Dolium Betulis
Na miejscu przywitał mnie lekko jeszcze stremowany Piotrek. Szybka kawa z french pressa i wymiana zdań prędko przełamała lody i mogliśmy zabierać się do roboty. Browar, choć jest bardzo młody, działa na automacie coobra. Emaliowany gar i taboret gazowy służy raczej do pomocy. Moje przybycie skłoniło Piotrka do przejścia na płynne drożdże, więc już na tym etapie można powiedzieć, że Dolium Betulis jest za okresem niemowlęcym i traktuje warzenie na poważnie.
Piotrek zdecydowanie preferuje warzyć klasykę, choć ze smakiem pija absolutnie wszystko, więc w większości są to piwa nowej fali. Na miejscu zostałem poczęstowany świetnym, dojrzałym Wee Heavy, który powalał przyjemnymi, owocowymi estrami – piwo świetne, co tylko potwierdza ambicje stojące za tym projektem. Piotrkowe zamiłowanie do klasyki wpłynęło oczywiście na wybór wspólnego piwa…
Guzik Króla Edwarda
Bitter, styl piwa, który nie cieszy się u nas popularnością. Zbyt różny od jasnego pełnego, by wejść w mainstream, ale zbyt prosty i lekki, by zabłysnąć w polskim crafcie. Czy jest to faktycznie tak ciężkie piwo? Gdyby tak było, to pewnie nie tkwiłoby tak głęboko w kulturze pubowej Wielkiej Brytanii. Piwo, owszem, jest lekkie, ale naprawdę bardzo daleko mu do rzekomego braku wyrazu czy polotu.
Oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym jakoś zadania nie udziwnił. Postawiłem sprawę jasno – piwo ma być tak brytyjskie, jak to tylko możliwe. W naszych 8,5°blg karmelowego, jasnego piwa nie było miejsca na jakiekolwiek kompromisy. Trafiły tam słody Fawcetta (Pale Ale, Crystal, Brown), brytyjskie chmiele (Fuggles i EKG), drożdże WLP002 i woda z Aberdeen.
Woda z Aberdeen?
Nie dosłownie, bo ściągnięcie 40 litrów wody z Północnej Szkocji wykraczało poza nasze możliwości, ale i na to znalazł się sposób. Jeżeli interesujesz się kawą, mogłeś słyszeć o kawiarni kafo. Stąd już tylko o krok do projektu AkVo, czyli systemu do modyfikacji wody, który może zaczarować wodę, wykraczając także poza kawy speciality. Przetrzepałem trochę internetu w poszukiwaniu składu wód źródlanych na Wyspach i akurat trafiło się tak, że Aberdeen przyłożyło się do swoich tabelek, dzięki czemu Paweł (raz jeszcze wielkie dzięki!) mógł nam przygotować wodę niemalże identyczną jak ta, której do warzenia używają Szkoci. Czy przyniosło to efekty? Piwo wyszło wyśmienite.
Degustacja
Pite na świeżo w Katowicach posiadało bardzo niskie wysycenie i lekki diacetyl, co świadczyło tylko o tym, że pospieszyliśmy się z degustacją. Nie myliłem się, bo pite w kwietniu (dwa miesiące później) posiadało świetną ilość gazu i brak jakichkolwiek rażących wad. Smakuje jak typowy, wyspiarski ale – jest pełen owocowych estrów, ma zaznaczoną goryczkę i zachwyca mieszanką nut chlebowych i herbacianych. Dzięki bardzo niewielkiemu ekstraktowi, pomimo obecności karmeli „Guzik Króla Edwarda” zaskakuje pijalnością i spójnością. Faktycznie dałoby się wywalić cztery pinty na stojaka w jakimś losowym londyńskim pubie.
Podsumowanie
Takie kooperacje to czysta przyjemność. Nie tylko uwarzyliśmy udane, ciekawe piwo, wymieniliśmy się doświadczeniami i poszerzyliśmy swoje horyzonty, ale udało nam się też zgrać i po warzeniu pozostajemy w koleżeńskich stosunkach. Pisząc to nie mogę się doczekać dzisiejszego Silesia Beer Fest, gdzie pewnie wychylimy z Piotrkiem niejedno piwo.
Korzystając z okazji przypominam, że Browar w Trasie jest stałą serią. Jeżeli chcesz uwarzyć wspólnie piwo, to wal śmiało – jestem otwarty na wszelkie propozycje.
Zostaw komentarz