Niestety, Silesia Beer Fest już się skończył. To były bardzo intensywne trzy dni: codziennie 30km w jedną stronę, tłumy ludzi, masa piwa i cała gama atrakcji. To nie tak, że narzekam, bo to jedno z tych doświadczeń, które się pamięta raczej długo i wspomina zdecydowanie dobrze. DOBRZE, to słowo klucz, bo impreza wypadła w najgorszym wypadku dobrze, za co organizatorom należą się ogromne brawa: lokalizacja może i piękna, ale w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że wygodna od strony organizacyjnej, a obyło się bez większych problemów, lub takowe bardzo zręcznie ukrywano przed odwiedzającymi, co jest równie ważne, co dobra organizacja. Pozwolę sobie was zabrać na krótką wycieczkę po imprezie. Większość zdjęć została wykonana ostatniego – trzeciego – dnia, co pozwoliło uniknąć tłumów, dzięki czemu mogłem się bez trudu rozstawić z trójnogiem i porobić fotki na spokojnie, tak jak lubię.
Zacznijmy od ludzi. Trzeciego i pierwszego dnia było ludzi wystarczająco dużo, żeby się nie nudzić, ale jednak bez najmniejszego ścisku. Frekwencja drugiego dnia to fabryka pękająca w szwach. No, może nie do końca – sale były praktycznie trzy, do tego strefa gastro, więc komfort był zachowany. Nie mniej tłumy robiły wrażenie i są chyba największym wyznacznikiem sukcesu tego przedsięwzięcia. Dzięki, że mogłem z wami pogadać!
Na festiwalu wystawił się browar Szpunt, który mnie porwał swoim Whisky Stoutem. Jestem miłośnikiem torfu, preferuję ciemne piwa, więc nie mogłem przejść obojętnie. Z ekipą Szpunta spotykam się pierwszy raz i trochę szkoda, bo gadało się świetnie. No i na zdjęciu trafił się też Jerry – z tego, co zauważyłem, to opinię o Night Wolfie zdecydowanie podzielał, więc do mordobicia nie doszło. Może następnym razem 😉
Przede wszystkim porwał mnie świeży projekt Tattooed Beer. Skosztowałem obu piw, ale ich podkręcony grodzisz jest czymś, co będzie mi się śniło po nocach. Trafiło się w nim coś dziwneg: lekka kwaśność, może nawet trochę dziczy… co kompletnie odczarowało proste piwo jakim jest grodziskie. Mam szczerą nadzieję, że numer uda się powtórzyć, bo oddałem swój głos właśnie na to piwo. Jeżeli browar utrzyma ten poziom, to będę bardzo zadowolony. Było kilka projektów, które mnie oczarowały wejściem z kopyta, a potem oferowały coraz mniej. Trzymam kciuki za Tattooed Beer – ekipa świetna i tego się będę trzymał.
Tutaj krótko. Z Beer City zderzyłem się tylko raz pijąc butelkowego Kraka. Nie wiem, czy to była wtedy druga czy pierwsza warka, ale rozczarowało. Świeżutka trzecia, która była dostępna na festiwalu broni się jednak sama. Mniej karmelu, typowo brytyjskie nuty chmielu, lekka goryczka. Tego właśnie oczekiwałem. Brawo!
Chwila odpoczynku od browarów. Katowicka Kontynuacja wjechała na festiwal z Randallem i ciekawym zestawem piw. Ekipę Kontynuacji znam, bo zdarza mi się tam akurat bywać. Tutaj siła i witalność oczywiście przez wszystkie trzy dni. Przede wszystkim chcę podziękować za najlepszą fotkę, jaką ustrzeliłem na tym festiwalu. Aż mi szkoda było to psuć filtrami.
Podchodziłem też kilka razy do stoiska Browariatu. Tutaj ogromny wybór ciekawostek w butelkach oraz bomba w postaci malinowego kwasu z Kernela na kranie. Ta malina była czadowa – smakowała tak świeżo, jakby była zrywana jakieś pół godziny temu. Nie wiem jak Kernel to zrobił, ale wielkie brawa.
Strefa gastro była naprawdę w porządku. Budka z frytkami, budka z langoszem, budka z pizzą, burgerownia, kawiarnia… i Fit-Fat, budka z burrito serwująca niesamowite krewetki. Jeszcze nie wiem jak, ale jeszcze kiedyś będę musiał ich dorwać. Jak lubicie morskie żyjątka i gdzieś przyuważycie Fit-Fat – brać w ciemno.
Dorwałem też Browar Hajer. Bardzo witalna ekipa z naprawdę kozackim piwem. Hica nie jest typowym American Amber Ale. To piwo z delikatną nutą wędzonki, czego dowiemy się dopiero ze składu, bo na froncie etykietki o tym ani słowa. Kolejne piwo z kategorii zaskakująco dobrych. Wędzonka skomponowała się tu po mistrzowsku i z pewnością złapię gdzieś szklankę (albo butelkę) jeżeli będzie okazja!
Oczywiście, nie mogło zabraknąć PSPD. Pokaz warzenia się odbył. Nie dotrwałem do końca, ale proces znam na wylot. Czadowo, że trafiła się kolejna okazja, żeby pokazać, że piwo można uwarzyć sobie samemu na własną modłę. Tak czy inaczej, dobrze jest podpatrzeć Marka przy pracy, bo facet ma w łapach kunszt jakich mało!
Na miejscu sporo piwnej blogosfery. Byłem oczywiście ja, często było mnie widać z DwaObliczaPiwa. Przemierzając tłumy można było się natknąć na PiwnePodróże, zPiwem, PiwnaZwrotnica, PiwnyLajfstajl, PolskieMinibrowary, JerryBrewery, TheBeervault, aBeerPlease, Biroholik, PiwneSmakiStela i pewnie jeszcze kilku innych, których teraz nie potrafię wymienić z pamięci. E, blogerze – jeżeli byłeś, to pisz, zaraz naprawimy 😉
Pan z obłędem w oczach to oczywiście Watman z Piwo i Planszówki
Na miejscu wystawił się też Browar Trzech Kumpli, Hopium, Piwowarownia (piwo z sorachi ace zawsze chętnie przywitam), oczywiście Kraftwerk (ale fotki wyszły tragiczne, sorki chopacy), pub Absurdalna gliwicki DobryZbeer (którego z jakiegoś powodu nie obfotografowałem ani razu!) i kilka innych ciekawostek. Impreza z pompą! Jak za rok nie pojawi się druga edycja, to się oficjalnie obrażę! Festiwal zdecydowanie zasługuje na ciąg dalszy!
Zostaw komentarz