Obiecałem wam starcie dwóch propozycji DOBRYCH jasnych lagerów i jako rzekłem, tako i robię. Oszczędzę wam kolejnego przydługiego wstępu i przeproszę za brak ślepego testu, ale te piwa są tak różne, że taka zabawa nie miałaby w ogóle sensu.
Samuel Adams – Boston Lager, 4,8% (US)
Solidny zawodnik: legendarny browar i piwo, które na rynku jest już ponad 30 lat. Przegrać w starciu z takim zawodnikiem to żaden wstyd, a wygrana to prawdziwy powód do dumy.
Piwo nalewa się bez żadnych trudności, wzbudzając drobnopęcherzykową, wysoką, białą pianę. Pod modną czapą ukazuje się jasno-bursztynowe (ale już nie złote), idealnie przejrzyste piwo. Piana dość szybko redukuje się do drobnego pierścienia i paru niewielkich wysepek.
W aromacie przede wszystkim chmiel, bardzo kwiatowo-zielony; prawie jak spacer na łące. Słód nie ma szans się przebić. Po chwili udaje mi się dowąchać do lekkich, słodkawych nut utlenienia.
W smaku na pierwszym miejscu wyraźna słodowość i nuty mineralne w stylu brytyjskich ejli, co świetnie zgrywa się z ładnie zaznaczoną, krótką, ale dość delikatną goryczką. Balans piwa, chociaż zachowany, to przesunięty trochę w stronę chmielu. Piwo bardzo przemyślane i bardzo pijalne. Raczej pół-wytrawne, trochę w stronę wytrawnego.
Pinta, Łańcut – Kryształ, 5,2% (PL)
Z drugiej strony pierwszy szereg Piwnej Rewolucji w Polsce w kooperacji (dwóch na jednego – banda łysego!) z podmiotem nieco młodszym, ale już dość zasłużonym: Browar Pinta i Browar Łańcut.
Po nalaniu widzimy bardzo jasne, słomkowe, kompletnie przejrzyste piwo (na zdjęciach nie uchwyciłem z powodu kondensatu na szklankach). Drobnopęcherzykowa piana wzbija się wysoko i stopniowo, powoli redukuje się do drobnego kożuszka, który utrzymuje się do samego końca.
Aromat mocno świeży, głównie czuć ziołową kompozycję, spod której minimalnie przebija się słodowość.
W smaku z miejscu poraża nas wyraźna, leciutko zalegająca, ale nienachalna goryczka, która z czasem odsłania przyjemną nutę świeżego ziarna. W trakcie picia zdaje się, że balans pomiędzy słodowością a chmielem został zachowany gdzieś blisko środka.
Piwo zdecydowanie wytrawne, bardzo świeże, pełne i być może minimalnie alkoholowe. Gdyby sprzedawać w czteropakach, to siałoby pogrom.
Werdykt
Muszę przyznać, że w przypadku Samuela Adamsa lata warzenia w kółko jednego i tego samego piwa ładnie zaowocowały. Trudno jednak nie zauważyć Kryształu, który na rynek wszedł z hukiem. Oba piwa są pozbawione wad (poza utlenieniem u Adamsa, ale przymykam na to oko, bo piwo miało kawał drogi do przebycia, a u mnie też trochę przeleżało), trzymają się swoich kategorii i pomimo różnych stylów, są tematycznie naprawdę blisko. Jeżeli mam ocenić, które piwo jest lepsze, to muszę z lekkim zawodem wskazać zawodnika ze Stanów Zjednoczonych, który jest wyraźnie bardziej dopracowany… ale, gdybym miał wybierać, które piwo jest ciekawsze, to tu zdecydowanie bardziej porywa mnie Kryształ i nie chodzi o to, że mam już kilka butelek Boston Lagera za sobą. Tak czy owak, Pinta oraz Łańcut otrzymują ode mnie gorące oklaski i naklejeczkę z ciepłym serduszkiem w ramach nagrody publiczności.
Zostaw komentarz