Siedzę sobie w sklepie, delektuję się nowym krzesłem i myślę o niebieskich migdałach, gdy nagle w progu staje nie kto inny, jak Marcin Ostajewski, kojarzony przede wszystkim z Browarem Wąsosz oraz niegdyś z Olimpem. Wyciągnął z kieszeni 5 butelek piwa, szklankę z Craft Beer Helsinki oraz spory kawał sera. Historia zaczyna się nieco jak pasta, ale to przydarzyło się naprawdę. Dostałem od niego przedpremierowo piwa z jego prywatnego projektu, czyli Whisker.beer – trochę wąsy, ale jednak nie. Za piwa jestem bardzo wdzięczny, w końcu kwasów pod ręką nigdy za wiele. Dwie smukłe dziesiątki nie musiały długo czekać, zanim trafiły do szkła.
Oba piwa na dziś to kwaśne Saisony z dodatkiem owoców. 10% ekstraktu, 3,8% alkoholu i brak etykietek, bo te dopiero jakoś teraz trafiają na butelki 😉
Whisker „A1”
Zanim jeszcze przelałem piwo z butelki do szkiełka z CBH poczułem silną woń słodkiego soku z wiśni, albo może czereśni. W sumie, można się tego spodziewać, skoro piwo jest faktycznie z dodatkiem tychże owoców. Samo piwo wpada w głęboką czerwień, udaje mi się na nim wymusić delikatną, różową pianę, która momentalnie znika zostawiając smutną, łysą taflę burgundowej cieczy. Lekkie zmętnienie przy tym kolorze robi dobre wrażenie, więc momentalnie daję nura w szkło. Piwo jest wyraźnie kwaśne, zdecydowanie słodkie i lekko cierpkie. Saison jest całkiem schowany pod warstwą wszelkiej możliwej wiśniowości… i w ogóle mi to nie przeszkadza. Bardzo dobre i ekstremalnie pijalne piwo.
Whisker „A2”
W zapachu dużo łagodniejsze od jedynki. W szkle ze Stone Brewery mętne piwo o kolorze malin prezentuje się wręcz uroczo i wbija w podświadomość myśl, że akurat ta wersja będzie słodsza z tej pary. Wymuszona piana opada, ale do samego końca towarzyszy nam smukła obrączka przy ściankach szkła. Pachnie wyraźnie porzeczkowo (chociaż może bardziej kompotem porzeczkowym?) oraz lekko saisonowo-piwnicznie. W smaku jest zdecydowanie mniej słodkie od wiśniowego wibrysa, ale też mniej kwaśne. Faktycznie jest tu trochę saisona, choć i tak trzeba się przekopywać przez bardzo wyraźny aromat soku z porzeczek, który przy tej kwaśności mocno kojarzy mi się z żurawiną.
Niestety, oba piwa są kompletnie odgazowane, ale to norma, gdy te są ręczne zlewane z tanka do butelek. Przypuszczam, że trochę bąbelków w tych piwach sprawiłoby, że te byłyby jeszcze bardziej pijalne, więc polecam się zaopatrzyć, jeżeli gdzieś traficie zwykłe, konsumenckie butelki.
Moim zdaniem „Must Have” tego sezonu 🙂
Zostaw komentarz