Na dziś, z okazji sporej przebudowy mojego studyjka kupiłem sobie kolejne hyze – St. Louis Gueuze Fond Tradition z Brouwerij Vanhonsebrouck. Butelka wydała mi się dość ładna, w dodatku tego akurat nie piłem, więc nie musiałem się długo do tego zakupu namawiać.
Piana przy nalewaniu buduje się wysoko. Zdecydowanie jest złożona z dużych pęcherzy, które szybko znikają redukując pianę do cienkiego kożuszka. Niestety, piwo stawia opór mojemu mieszaniu i za nic nie chce pozostać na ściankach dłużej, niż tych kilka chwil. Szału nie ma, ale lambiki już mnie do tych efektów przyzwyczaiły.
Piwo mętne w miedziano-brązowym kolorze. Ta kombinacja nasuwa z miejsca skojarzenia z sokiem jabłkowym; sokiem-sokiem, nie sokiem-napojem na bazie koncentratu soku jabłkowego. Być może trochę jak herbata z dodatkiem domowej roboty syropów.
Zapach mamy bardzo bogaty. Znajdziemy tu nuty stajenne, skórzane i całe piękno fermentacji spontanicznej, a z drugiej strony sporo zapachów z kategorii owocowych zaznaczając, że nie są to nuty winne, często spotykane w piwach tej kategorii.
W smaku jest szał. Kwaśność nie jest jakaś zatrważająca, choć i tak osobie niewtajemniczonej może namieszać w piwopoglądzie. Mamy tu oczekiwaną stajnie, odrobinę octu i co ciekawe – wyraźnie wyczuwalną słodowość, trochę w kierunku chleba. Momentami przebijają się nuty szampana, ale tu zdecydowanie trzymają się poboczy. Bardzo przyjemne, wytrawne piwo o niesamowitej pijalności. Idealny prezent dla kogoś, komu chcielibyśmy pokazać jak ogromny jest świat piwa i z pewnością dobry zakup, żeby nagrodzić samego siebie za przebudowanie swojego miniaturowego domowego studia fotograficznego!
Zostaw komentarz