W sobotę ofiarą mojej piwnej pasji padła stara znajoma – Anna – studentka jakiegoś śmiesznego, nowoczesnego, (czyt. hipsterskiego) kierunku związanego z graniem w gry komputer, którego nazwy nigdy nie mogę spamiętać. Anna generalnie piwo pija, ale jest konsumentem z kategorii tych, którzy piją co wpadnie w ręce, w tym również od czasu do czasu (jednak wciąż bezrefleksyjnie) „krafty”. Postanowiłem w takim razie pokazać jej coś, czego raczej często się nie spotyka. Albo coś, czego się nie dostanie, jeżeli nie będzie się szukało. Padło na Grodziskie 4.0 z Pinty i myślę, że to dobry wybór. Styl na tyle charakterystyczny, że jasno nakreśla dokąd może sięgnąć termin piwa i mocno zaznacza jak nudnym piwem jest monotonny, jasny lager wlewany nam w gardła przez wielkie koncerny.
Piana jest taka trochę słaba i rzadka, ale nie wiem, czy to dlatego, że źle lałam. Piwo jest jaśniutkie, mętne i mało przejrzyste i jakieś takie szarawe.
Dziwnie pachnie, ja znam ten zapach. Pachnie tak trochę, nie wiem, takim jakimś… Szynką? Pachnie szynką! Jak raz pachnie wędzonym. Mogę już pić?
Wyczuwam bardzo mało takiego klasycznego piwa. Czy to co wyczuwam w klasycznym piwie to chmiel? Nie wyczuwam chyba właśnie takiej klasycznej goryczki chmielowej. Wiesz o co mi chodzi? Nie czuję smaku piwa. To smakuje jak woda w której była umaczana szynka i kilka kropli piwa do tego. Ale jest taki gorzki smak, który normalnie czuję w piwie a tutaj go nie czuję. Chyba będę musiała zacząć czytać, co tam masz do powiedzenia na swoim blogu, a nie tylko otwierać, czytać trzy pierwsze słowa i zamykać (tak! do tego właśnie to wszystko zmierza Anno!)
(w ramach pomocy, dla porównania podaję Deep Love z AleBrowaru)
Pachnie owocami. Czuję cytrusy! Dobre! Gorzkie ale dobre. To drugie jest po prostu wodniste i smakuje szynką, a to smakuje owocami.
Masz, wypij to.
Ojejku jaka ta dziewczyna piękna wezmę ją za żonę
I jak pięknie nie zna się na piwie och ach