2015 to rok kilku mocnych debiutów. Kiedy na instragamie mignął mi browar Deer Bear ze swoim premierowym piwem, wiedziałem, że muszę na tym produkcie położyć łapy. Los się uśmiechnął, bo browar pojawił się na Poznańskich Targach Piwnych razem z Wąsoszem, u którego warzyli swoje pierwsze piwo – Deer Beard – żytnią IPĘ z dodatkiem sosny.
Piwo o barwie brzoskwiniowej, dość zmętnione, z czapą bujnej, mieszanej piany. Prezentuje się bardzo apetycznie, zwłaszcza, że nawet nie trzeba się nachylać, żeby poczuć całkiem przyjemny zapach, na który składają się cytrusy, sosnowa żywiczność i trochę owoców. Właściwie wszystko w normie, bo tego można się spodziewać po każdym przedstawicielu stylu. Jakby nie było, nuty żywiczne nie są niczym egzotycznym dla nowofalowych chmieli, chociaż tu są nieco bardziej wysunięte na front. Warto zaznaczyć, że od tej strony różnice pomiędzy butelką a beczką są znaczące – o ile piwo świeże, pite w Poznaniu, wręcz uderzało swoim sosnowym charakterem, o tyle w butelce był on co najwyżej zaznaczony. Prawdopodobnie kwestia różnicy wieku albo pasteryzacji. W obu przypadkach jest dobrze 😉
W smaku jest równie dobrze. Przyjemna słodowość, konkretna, acz nie za mocna goryczka i lekkie nuty karmelu. Wszystkie aromaty pochodzące od chmielu próbują ściągnąć to piwo w stronę bardziej wytrawną i takie też sprawia ono wrażenie po kilku łykach. Lekko zalegająca goryczka (stawiam, że to właśnie ta sosna) jedynie ułatwia sprawę i powoduje, że piwo jest dużo bardziej pijalne. Posądziłbym je nawet o sesyjność, dzięki czemu nabiera ono dwojakiej natury – nadaje się do degustacji, ale nie przytłacza i daje się pić bez próśb i gróźb.
Tak, to kolejny udany debiut. Mam nadzieję, że następne piwa z browaru Deer Bear będą równie udane, albo nawet lepsze (:
Zostaw komentarz