Stawiam kamienie przeciwko orzechom, że większości z was Norymberga kojarzy się tylko ze słynną halą kongresową, postawioną w miejscu schadzek NSDAP. Lub z piernikami… albo absolutnie niczym. Skojarzenia dobre, bo pierniki są świetne, a Kongresshalle to kawał naprawdę wybitnej architektury. A jak sprawa wygląda z piwem?
Scena craftowa w Polsce raczej postrzega Niemców jako takich dziadów zakochanych w tym, co już minęło. Głęboko odfermentowane lagery, dekokcja i proste, kontynentalne chmiele. Wbrew pozorom, to często naprawdę dobre lagerki, a poza nimi zawsze można przecież trafić na świetnego weizena czy piwa kwaśne. Klasyka nie musi być nudna, zwłaszcza, jeżeli potrafimy się zachwycić perfekcjonizmem i szacunkiem do tradycji, który wylewa się na nas w Niemczech na prawie każdym kroku.
Starówka
Podróż była ciężka i bardzo wyczerpująca, ale już po krótkiej drzemce wyskoczyliśmy na starówkę, żeby rzucić okiem na miasto i przede wszystkim wszamać coś konkretnego. Zaraz na rynku wybraliśmy restaurację „Alex”, gdzie zabrałem się za currywursta na ostro, a do picia wybrałem Sion Kölsch – głównie dlatego, że był tańszy od wody. Oczekiwałbym od Kölscha trochę solidniejszego wyrazu, jakichkolwiek estrów i przynajmniej odrobiny aromatu chmielu – w Sionie niestety tylko mocna słodowość, brak goryczy i gryzące wysycenie. Wybór dobry, bo smakował prawie jak woda, więc w złocie wyszedłem na tym zakupie do przodu, a wad (poza niestylowością) nie było. Natomiast kiełbasa pierwsza klasa. No i cieszyła lemoniada z popularnego już także u nas (dzięki kooperacji SzałuPiw ze Stonem) waldmeistera, czyli marzanki wonnej.
Volksfest
W czasie naszej wycieczki miał miejsce Volksfest. Niemcy kochają swoje festyny i gwarantuję wam, że gdyby u nas organizowano to w taki sposób, to też byśmy je kochali. Pogoda nie była jakaś wspaniała, byliśmy na miejscu dzień przed wielkim finałem, a teren imprezy pękał w szwach od zgromadzonych tam ludzi. Mnóstwo sklepów, budek z żarciem i oczywiście ogromny namiot z orkiestrą, gdzie kelnerzy w lokalnych ludowych strojach podają piwo w massach (kufel o pojemności jednego litra) i miejscową kiełbasę (w Niemczech każde liczące się miasto ma swoją lokalną, świętą kiełbasę). Mając do wyboru Tuchera lub Zirndorfera wziąłem tego drugiego, bo wcześniej miałem okazję pić go tylko z butli. Na Volksfeście zarówno Bratwurst jak i Das Gute Zirndorfer w zupełności spełniły moje oczekiwania i już nieco radośniejszym krokiem wróciliśmy do siebie.
Mr Kennedy
W ścisłym centrum Norymbergi, praktycznie pod samym zamkiem, znajduje się pubik, który lekko odstaje od tego, do czego przyzwyczaja nas ten kraj. Frankoński pub, w którym dostaniemy dobrego, craftowego radlera, słodzonego lindemansa i IPA z Brewdoga. Ciekawy, lekko bałaganiarski wystrój, ale z nutką jakiegoś misternego uporządkowania, którego niestety w krótkim czasie mojego pobytu nie zdążyłem ogarnąć. Na miejscu okazało się, że to właściwie brewpub i na zapleczu warzą piwo. Akurat się złożyło tak, że ze swojej stajni mieli Torfowy Porter, który wyszedł naprawdę świetnie. Niestety, nie załapaliśmy się na slushie z alkoholem, które tam reklamują.
A, właściciel jest spoko i gada po angielsku – info dla tych, którzy nie czują się zbyt dobrze ze swoim niemieckim.
Schlenkerla!
Norymberga to za mało? Nic straconego! W zasięgu krótkiej przejażdżki wygodnym, germańskim pociągiem jest Bamberg, czyli miasto, w którym znajduje się legendarny browar raczący nas wędzonymi specjałami – Schlenkerla. Już samo przejście przez stare miasto robi niesamowite wrażenie. Na miejscu trochę się wystraszyliśmy, bo tłum motocyklistów, Niemców-W-Strojach-Ludowych i japońskich turystów sugerował, że do środka się nie dostaniemy. Okazało się, że oni tam po prostu przed lokalem piją sobie piwo, bo lubią.
Wnętrze wygląda jak autentyczne muzeum i czuć tam te 600 lat historii. No i w sumie nie dziwota, jakby nie było, widnieje to na liście zabytków kultury UNESCO. Pewnie Albrecht Dürer po sąsiedzku wypił tam niejedno piwo. Niestety, na miejscu dostępne były tylko dwa piwa – Märzen i Weizen oraz destylaty. Piwa jak zawsze w formie i nie dziwię się, że tyle osób się tam zjeżdża. Do mojego napitku dobrałem sobie lokalne kiełbaski, no i muszę stwierdzić, że bamberskie bratwursty są lepsze od norymberskich. Z Schlenkerli wyszedłem najedzony i bardzo zadowolony.
A co w sklepach?
Nie byłem w żadnym typowym sklepie z piwem i nawet nie wiem, czy takowe można w Norymberdze złapać. W marketach natomiast wybór piwa jest dobry. Oczywiście mowa tu o lokalnych, tradycyjnych trunkach (chociaż również tych mniej lokalnych). W Lidlu, tak jak u nas, wybór lichy, w Penny i Rewe można kilka dobrych piw wyhaczyć, natomiast w Edece są dwa ogromne rzędy półek uginających się od piwa, gdzie wybór zaczyna się na Schlenkerli, jedzie przez Berliner Kindl Weisse w trzech wariantach i kończy na dobrze nam znanej Tatrze. I nic nie kosztowało więcej, niż 2€, wliczając w to produkty bio-vegan-organic-glutenfrei.
Czy warto się wybrać?
Generalnie zależy od tego, jaki mamy stosunek do niemieckiej tradycji piwowarskiej. Nie mniej, dla samego piwa raczej nie warto. Jeżeli chodzi o wartość turystyczno-kulturową, to jak najbardziej, a w połączeniu z tym, co Frankonia nam warzy buduje naprawdę świetny cel podróży i to w zasięgu półtora baku jadąc z Górnego Śląska w niesprzyjających warunkach.
Masz możliwość? Jedź.
[…] ▷ alechanted.pl i wycieczka do Norymbergi. […]