Jeżeli dotarłeś aż tutaj, to z pewnością wiesz jak istotną rzeczą w piwowarstwie domowym jest szczególne podejście do tematu higieny. Generalizując dla dobra ogółu – każdy mikrob, który pojawi się na którymkolwiek etapie przygotowania własnego piwa jest zagrożeniem dla całej włożonej pracy i warto czasem poświęcić kilka minut więcej na sterylizację sprzętu, niż zmarnować potem cały dzień warzenia i te godzinkę na wpuszczenie do zlewu 40 butelek piwa. Dziś zajmę się właśnie butelkami, bo piwowarzy bardzo lubią na ten proces narzekać 😉
Ponownie generalizując, nie ma jednej słusznej metody zabezpieczania sprzętu. Wiele rozwiązań jest dobrych i najlepiej jest wypracować swoje własne. Jak wygląda moje utrzymywanie butelek w nienagannej czystości?
- Płukanie po opróżnieniu.
Im szybciej, tym mniej roboty mamy w przyszłości. Najwięcej roboty jest przy butelkach, w których mamy zaschnięty i mocno przywarty do dna osad, w dodatku doprawiony warstwą pleśni. Dodatkowo nie wypijamy 40 butelek na jeden raz, więc jeżeli jesteśmy systematyczni, roboty mamy dużo mniej.
Co mamy robić? Po wypiciu piwa butelkę wkładamy do zlewu, napełniamy wodą aż do przelania i wylewamy. Jeżeli woda była bardzo (w sensie, że bardzo – bardzo) spieniona czynność można powtórzyć.
Ile to zajmuje? Minutkę. - Mycie właściwe.
Jeżeli przestrzegacie punktu pierwszego, nie martwicie się osadami, więc czyszczenie w klasycznym tego słowa znaczeniu odpada. Jedyne czego teraz potrzebujemy, to sterylizacja i ewentualne ściągnięcie etykietek. Większość odejdzie po kilku minutach w wodzie, część tylko się rozmoczy, więc ściągamy wlewając jedynie gorącą wodę do środka butelki. Etykietki z brewdoga ściągamy na sucho i w stanie idealnym przyklejamy na pralkę.
Co mamy robić? Ja wkładam partię butelek do wiadra, do każdej daję kroplę domestosa i wypełniam wodą po brzegi. Z reguły zostawiam tak na noc. Jak zapomnę, to stoją z tym chlorem przez tydzień. Po wszystkim butelki należy wypłukać zimną wodą z kranu.
Ile to zajmuje? W jednej partii załatwiam jakieś 10 butelek, więc na standardową u nas warkę potrzeba 4 sesji sterylizacji butelek. Jedna zajmuje jakieś 10 minut, ale nie trzeba robić wszystkiego na raz jeżeli nie zostawimy sobie mycia na ostatnią chwilę. - Przechowywanie.
Na tym etapie w butelki są bardziej sterylne niż mniej. Jeżeli zajmujecie się tym odpowiednio wcześniej, to do rozlewania piwa gdzieś butelki trzeba składować.
Co mamy robić? Ja mam osobną szafkę, gdzie nie trafia sierść a i ilość kurzu jest znikoma. Również niezłym rozwiązaniem jest włożenie butelek do skrzynek do góry nogami.
Ile to zajmuje? Minutkę, może dwie na całą partię - Przeczyszczenie przed rozlewem.
Jasne, ostatnio je sterylizowaliśmy, ale jeżeli coś przetrwało, to będzie się mścić. Dodatkowo do butelki trafiły pewnie jakieś drobinki kurzu i inne dziwactwa, których chcielibyśmy uniknąć.
Co mamy zrobić? Przepłukać butelki raz jeszcze za pomocą wody ze środkiem oxi (ten z biedronki też daje radę – tylko warto przepłukać, bo ma dodane coś do pienienia) koniecznie przed samym butelkowaniem.
Ile to zajmuje? Kilkanaście minut na całą warkę.
Gdyby podsumować cały włożony czas, to wygląda to koszmarnie… i faktycznie będzie koszmarem, jeżeli cały proces zostawimy sobie na ostatnią chwilę. W takiej sytuacji wymuszamy na sobie obrobienie butelek na całą warkę co jest naprawdę ciężkim zajęciem.
To wszystko?
Jasne. Niektórzy jeszcze sterylizują kapsle i biją się brzozową witką po plecach. Można dodać sobie całą masę innych etapów, korzystać z ostrzejszej chemii i wspomagać się jeszcze wrzątkiem. Ja natomiast polecam poszukiwanie złotego środka. Ta metoda na ten moment nigdy mnie nie zawiodła, a porównując to z pracą niektórych piwowarów można mnie nazwać w kwestii butelek niechlujem. Czy słusznie? Jestem prawie pewien, że można włożyć w cały proces utrzymywania butelek w stanie czystości jeszcze mniej z równie dobrymi skutkami.
Grunt to myć butelki od razu po wypiciu, a odpada potem 80% roboty. Szczególnie nieprzyjemne są butelki po grodziszach od Pinty, które zostawi się na noc, bo drożdżowego osady na dnie nie wymyjesz już inaczej niż cięższą chemią.
A najlepiej to w ogóle zainwestować w butelki z pałąkowym zamknięciem i nie martwić się kurzem, robakami i innymi syfem. <:
Do pierwszej tezy właśnie zmierzał cały ten wpis – dezynfekcja butelek (powierzchnia gładka, reaguje z mało czym) jest banalnie prosta i nie wymaga ani pracy fizycznej, ani sporego nakładu czasu. Problemem są jedynie osady i ew. pleśnie, które powstają przy zaniedbaniach.
Co do zamknięć patentowych – to rozwiązanie jednak ma swoje problemy
– Nie są całkiem szczelne i przy mocniejszym nagazowaniu trochę brudzą dookoła
– gumki na korkach z czasem się niszczą i jeżeli przeoczysz, to masz dodatek paskudnych aromatów w danej butelce
– guma jako taka też jest idealnym miejscem do rozwoju bakterii i częściej też grzybów, a nie jest to taka sympatyczna powierzchnia jak szkło, zwłaszcza, że zmienia swoje właściwości przy wyższych temperaturach
– mimo wad, nadal drogie.
Natomiast niebywałym plusem jest brak potrzeby kapslowania, więc oszczędzamy trochę czasu i jakieś śmieszne grosze na każdej butelce 🙂
heh, kropelka domestosa, aż strach się bać. a co z ekologicznym myciem bez chemii? nie wystarczy tylko wypłukać kranówką od razu po wypiciu i potem jeszcze raz przed samym butelkowaniem? ew, dla paranoików można dodatkowo wygrzać przez chwile w piekarniku 😉
Samo płukanie to niestety za mało. Chciałbym, żeby było tak prosto, ale niestety już poprzednie piwo nie było idealnie sterylne, a następnie butelka przez pewien czas jest wystawiona na działanie środowiska zewnętrznego, w którym syfu jest więcej, niż można sobie życzyć. Nawet po wypłukaniu butelki wewnątrz mamy masę pożywki dla drobnoustrojów. Powierzchnia szkła nie jest tak idealnie gładka, jakbyśmy sobie to wyobrażali. W każdym mikropęknieciu i w każdej niedoskonałości będą pojawiać się potworki. Pierwsze płukanie tak naprawdę pozbywa się problemu pleśni i zaschniętych resztek piwa, które po kilku tygodniach zaczynają sprawiać trudności.
Wygrzewanie w piekarniku jest mało ekologiczne. Sprawdź sobie jaki pobór mocy ma piekarnik i ile trzeba było przepalić węgla, żeby go zasilić, biorąc pod uwagę fakt, że butelek musisz wysterylizować minimum 40 i taki „wygrzew” powinien trwać kilkadziesiąt minut dla każdego ładunku butelek żeby załatwić też formy przetrwalnikowe różnych paskud. Nie mniej są piwowarzy domowi, którzy właśnie w ten sposób to załatwiają. O skuteczności ich metody wypowiadać się nie będę, bo mam zbyt mało danych. Wiem natomiast, że mój sposób działa i po butelkowaniu nie przypałętało się jeszcze nic.
Jeżeli nie odpowiada ci chlor, są też inne skuteczne środki, które mają mniejszy wpływ na środowisko, np nadwęglan sodu, który jest równie tani i w dodatku nie trzeba go jakoś wybitnie mocno płukać. Sam go używam do wielu innych czynności, stąd wolę go zachować na większe powierzchnie, jak np fermentory, gdzie pracuje naprzemiennie oxi i wodorotlenek sodu.
Ja swoje butelki płuczę po przelaniu do szklanki i odstawiam. Przed rozlewem wlewam odrobinę ludwika, zalewam wodą i dokładnie płuczę. Potem na około godzinkę do piekarnika i rozlewam. Nie wydaje mi się, że piekarnik jest aż tak nieekologiczny. Poza tym pijąc piwo więcej produkujemy ścieków, co też jest nieekologiczne 😉 Jednorazowo do piekarnika wchodzi mi około 24 butelek, więc wyparzam na 2 razy. na 10 warek też nie miałem jeszcze „niespodzianek”.