Przy okazji rozdawania butelek z pierwszego konkursu (Bene Gesserit) spotkałem się ze Smakoszem Grzegorzem w Katowicach. Najlepiej dostępnym pubem była oczywiście Biała Małpa, zlokalizowana w bezpośrednim sąsiedztwie Dworca i Galerii Katowickiej, na jednej z najbardziej reprezentatywnych ulic Górnego Śląska. Na wszelki wypadek zrobiłem rezerwację kilka dni wcześniej, ale jak się finalnie okazało niepotrzebnie, bo w niedzielny wieczór było tam wystarczająco dużo miejsca.
W pubie panowała adekwatna atmosfera. Rozgadany barman, zero problemów z degustacją własnego piwa, brak nadmiernego hałasu, więc można było po ludzku porozmawiać, pomieszczenie wywietrzone, więc piwo można było wypić w odpowiednich warunkach. Grzegorz wydawał się zadowolony z Bene Gesserit, ale jeszcze zobaczymy co powie na ten temat oficjalnie, gdy nie będzie w zasięgu moich rąk ;). Jedną butelkę zostawiłem też za barem, więc może i stamtąd pojawi się jakiś feedback.
No i mamy małpę w okazałości. Wszystkie małpy jakie zauważyłem w środku były czarne bądź brązowe, chyba, żeby liczyć tą na logo. Miejsc jak wspomniałem było od groma: na zewnątrz leżaki, parasolki i stoliki, wewnątrz parter dla nie palących, bodaj 3 stoły + bar i do tego dla palących piętro. Krzesła barowe wystarczająco wygodne, by wysiedzieć tam kilka godzin i co najważniejsze – leją do odpowiedniego szkła i nawet nie trzeba się o to upominać! Wierzcie mi bądź nie, ale to nie jest typowe podejście, a szkoda, bo porter podany w klasycznym szklanym kuflu sporo traci.
Do tego 14 nalewaków. Szału nie było jeżeli chodzi o wybór, ale to spokojna niedziela jakby nie było, dodatkowo dzień po meczu a należy też zaznaczyć, że nadal było kilka godnych polecenia klasyków do wyboru, a także kilka nowości. Był Atak Chmielu, Call Me Simon, Porter z Birbanta, Leffe a także coś dla amatorów żelaza w dolniakach – Raciborskie, które na Górnym Śląsku jest dostępne (chyba) wszędzie ;). Warto zauważyć też uginające się pod ciężarem butelek półki w lodówce. Tam faktycznie było sporo ciekawostek.Teraz było sporo belgijskich, trafiły się też lambiki i generalnie, kupa dobrych piw.
Dla przykładu dziesiątka z duńskiego Mikkellera. Wcześniej nie miałem okazji pić, a warto – niby stary, dobry ipa, a zgarnęła na ratebeer 98⁄100. Dlaczego? Za te dziesiątkę, czyli użycie dziesięciu różnych odmian amerykańskich i brytyjskich chmieli. Mikkeller wie, co zrobić i jak zrobić to dobrze. Nie wiem dlaczego, ale to nie jest pozycja często spotykana w pubach. Po krótce o piwie? Goryczka raczej z natury tych delikatnych (delikatnych jak na amerykańce), nie zalega, szybko się kończy i nie zapada głęboko w pamięć. Ale to dobrze, bo haczyk tkwi gdzie indziej.
Bajerem w tym piwie jest zdecydowanie ilość aromatów. Znalazłem tu wszystko, co można znaleźć z chmielu – cytrusy wszelkiej maści, owoce tropikalne, żywiczność, prostą chmielowość, trochę ziołowości przy stosunkowo spokojnej podbudowie słodowej. O dziwo dość rześkie i nawet trochę nadające się na piwo sesyjne dla maniaków chmielu o wyrobionej tolerancji na ukochane alfa-kwasy. Barwa bursztynowa, piwo lekko zmętnione, piana w porządku, długo się trzymała 😉 Kiedyś do niego wrócę i zbuduję pełnoprawną recenzję bo warto się nad nim pochylić.
Wracając do samej małpy – naprawdę mocno żałuję, że w niedzielę nie można dostać na miejscu tamtejszych legendarnych zapiekanek.
Zostaw komentarz