Wczoraj dorobiłem sobie sam zajęć nadprogramowych i relacje z wczorajszej degustacji wrzucam dziś. Wieczorkiem oczywiście następna, więc nie wychodźcie nigdzie dziś n ‘klabing’, ok?
No to miejcie, kolejny wpis z tygodnia z lambikiem.
Dziś idziemy krok dalej. W pokalu Belle-Vue Kriek. Podobno wbrew obiegowej opinii Kriek to nie jest gatunek piwa. Kriek należy do owocowych lambików i ten cały „kriek” oznacza belgijską wiśnię, która jest w tym piwie obecna.
Butelka: 0,3l,
Alkohol: 5,2%
W kolorze dominuje faktycznie wiśnia. Co zabawne, piana jest różowa, co niby było do przewidzenia, ale ja nie przewidziałem. Nie ma tak szalonego wysycenia co Mort Subite.
W zapachu wino i wiśnia. Właściwie, nic więcej. Podejrzane, trochę obawiam się, że to będzie już za mało piwne.
I niespodzianka. W smaku jak poprzednie gueuze, tyle, że z nutami wiśni i chemiczną cukierkowością – coś jak wiśniowe gumy do żucia czy jakieś wiśniowe landrynki. Są też wyraźne nuty winne i trochę mniej skojarzeń z szampanem w porównaniu do poprzednio wypitego Mort Subite. Tu zamiast skóry bardziej wszystko poszło w kierunku, jak przypuszczam drewna. Kwaskowatość umiarkowana i szczerze mówiąc, po kwaśnych wiśniach oczekiwałem, że to już będzie prawdziwie kwaśne – to pewnie efekt tego, że ten lambik też jest dosładzany. Spróbuję kiedyś złapać jakiegoś bardziej ortodoksyjnego przedstawiciela gatunku i porównać wnioski.
O dziwo, również bardzo pijalne. Dziwię się, że nie ma to jakiegoś rekordowego popytu 😉
Zostaw komentarz