Wczoraj mieliśmy Świętego Patryka i z tej okazji postanowiłem przyszykować dla moich czytelników (i dla siebie, oczywiście) coś ekstra. Powiązanie z Patrykiem ma to też spore, bo mowa oczywiście o piwie (Thanks, Cpt. Obvious). Większość z was pewnie pomyślała o irlandzkim stoucie za co was nie winię, bo też mi przeszedł przez myśl, ale to by było nudne. Degustacji stoutów po wczorajszym dniu mamy aż nadto (sam z resztą Stouta wczoraj wypiłem, ha!).
Ja przez cały tydzień skupię się na Lambicach (które to sobie uproszczę w drodze wyjątku do lambików, dobrze?). Będzie wiele atrakcji, sporo tekstu, ale kolorowych obrazków, które tak bardzo wszyscy lubimy też nie zabraknie. Liczę na to, że pokażę moim czytelnikom coś nowego, czego jeszcze nie widzieli – czy im się to podoba, czy nie 😉
Żebyśmy nie mieli wątpliwości, Lambic jest klasyfikowany jako piwo, choć nie wygląda i nie pachnie jak piwo, a metoda produkcji jest ździebko nietypowa z racji użycia dzikich drożdży i to z jednego rejonu Belgii – Brabancji Flamandzkiej. Teoretycznie bajer z fermentacją spontaniczną można z powodzeniem powtórzyć też u nas, ale sprawa wygląda tak jak z szampanem – prawdziwy jest tylko ten z Szampanii. Mówi się też, że w powietrzu wisi tam nietypowa flora bakteryjna i to ona odpowiada za niesamowity smak Lambików. No i pewnie chodzi o ten cały Brettanomyces Bruxellensis
Zasyp wygląda piwnie, bo używamy słodowanego jęczmienia i niesłodowanej pszenicy, dodatkowo jak przystało na piwo ‘chmielimy chmielem’ ale tym starym i zwietrzałym (mmm, pyszne aromaty starego potu…), co daje naprawdę minimalną goryczkę na poziomie od 0 do 10 ibu (płyn do mycia naczyń ma więcej).
Drożdże łapiemy z powietrza, wystawiając całość na działanie środowiska zewnętrznego. Poza drożdżami łapiemy też różne infekcje, które z czasem powinny zostać przed drożdże zdominowane… A po roku(albo pięciu!) leżakowania w beczkach (najczęściej po winie) całość już nie śmierdzi i jest zdatna do picia.
Co ciekawe, często lambiki to piwa owocowe. Tzn, z dodatkiem owoców. Najbardziej znanym jest chyba kriek, czyli lambik z gorzkimi, belgijskimi wiśniami – efekt ciekawy, zwłaszcza, że one naturalnie smakują dość owocowo i bez owoców. Kolejnym elementem charakterystycznym jest Gueuze, czyli mieszanka rocznych, dwuletnich i trzyletnich lambików.
Generalnie, w Polsce dostać ciężko, bo to towar zdecydowanie niszowy nawet wśród niszowych piw. Jeżeli szukamy, to najczęściej spotkamy marki Belle-Vue, Boon, Brasserie Cantillon, De Keersmaeker (raczej spotkamy jako Mort Subite), De Troch, 3 Fonteinen, Girardin, Oud Beersel (ostatnio reaktywowany) oraz Timmermans.
Czego się po nich spodziewać? Cóż, najlepiej zaczekać na degustacje i pozwolić mi wypróbować je na sobie (staram się unikać publikowania degustacji jak ognia, ale myślę, że raz na jakiś czas mogę zrobić wyjątek dla moich wytrwałych czytelników)
Zostaw komentarz