Raz na jakiś czas warto napisać coś mądrego i właśnie w tym kierunku będzie zmierzał dzisiejszy wpis. Poniższa wypowiedź chociaż dotyczy piwa, dotyczy także moich, dość osobistych przemyśleń, dlatego jeżeli nie chcesz się mi przyglądać i odwiedzasz tego bloga w celach, do jakich został stworzony, to odpuść sobie dzisiejsze Czytanie i idź na piwo.
Być może jestem „jakiś zboczony”, ale nie przeszkadza mi, że ktoś lubi sobie wypić Lecha, albo, że w ogóle nie lubi wypić jakiegokolwiek piwa. Nie jest to kwestia tego, że mam to gdzieś, bo wręcz przeciwnie, ale jako, że piwo i piwowarstwo to moje hobby jestem tym bardziej w stanie zrozumieć, że nie każdy moje hobby musi ze mną dzielić (jakby to wyglądało, jakby sobie każdy piwo w domu warzył, co?). Brzmi to być może dziwnie, ale właśnie ta piwna świadomość, która się we mnie rodzi coraz bardziej uzmysławia mi, że piwo to nie jest zainteresowanie dla każdego.
Dodatkowo: przecież sam nie chciałbym być szufladkowany, bo noszę buty nie takiej marki, jak należy, albo nie słucham jedynej, słusznej muzyki. Fanatyzm jest „wporzo”. Być może jestem fanatycznym spijaczem piwa, ale fanatyzm staje się też niebezpieczny, gdy próbujemy naszego bzika przelać na innych za wszelką cenę, lub gdy wzbudza w nas silne, negatywne emocje względem osób, które nie podzielają naszych problemów i właśnie tego staram się na co dzień unikać.
Tym bardziej nie mam zamiaru się tu spinać o to, który gatunek piwa jest lepszy, albo kto pija szlachetniejsze. Zasada stara jak świat – o gustach się nie dyskutuje (bo to do niczego dobrego nie prowadzi).
…Chcesz pić Tyskiego, to se pij, tylko mnie nie częstuj (chyba, że grzecznościowo t.j. „Chcesz? Nie chciej…”).
No i ku ucieszy tłumu nie będę też miażdżył ignorantów, bo jacyś ignoranci pewnie też wchodzą na tego bloga chociażby dlatego, że im mnie szkoda. Szkoda by mi było być taką paskudą.
Zostaw komentarz